1

1

sobota, 18 czerwca 2011

Siostro! Basen… Nie. John! Basen!



I nie chodzi wcale o to, ze w szeregi amerykanskich sluzb medycznych wstapilo wiecej panow.

To basen w kompletnie rekreacyjnym znaczeniu. Taki basenik.
Sezon basenowy bowiem w pelni. I nie ma on kompletnie nic wspolnego z zawolaniem:  Siostro, basen. Raczej: John! Basen!




Bierze sie to stad, ze w odpowiedzi na moje zawolanie ow John basen podgrzeje, nie poda. W zasadzie to podgrzeje wode w nim.
Kiedy czlek rzuci okiem na ow basen, to zadne tam halo. Malizna. Glebokosc tez pozostawia troszke do zyczenia (jak dla mnie). Kiedy jednak czlek wejdzie sobie do wody, zwlaszcza w upalnych dniach…
O, to juz kompletnie zmienia stan rzeczy.
Mozna sie ochlodzic, zmeczyc plywaniem (nie na olimpijskim dystnansie, fakt) i przy okazji  “wylaszczyc”. Wszak plywanie to jedno najlepszych cwiczen.
Dotad wydawalo mi sie, ze basen w przydomowym ogrodku to snobizm. 
Okazuje sie, ze bylam w bledzie. W upalne dni, ktore tutaj daja niezle popalic (100  % wilgotnosci, 100 stopni F temperaturki) daje on ochlde i odsapke.
Jezeli jeszcze dolozyc do tego sok z parasolka, palemka albo innym cytrusem u boku…
Pelnia lata… 
I chlup do wody.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz